Życie w Kalifornii – 8 rzeczy, za którymi tęsknię.
Nasze życie w Kalifornii na ten moment dobiegło końca. I gdybym miała wskazać najczęstsze pytanie, jakie otrzymuję od Was przez ostatnie tygodnie, to byłoby to pytanie, czy już się zaaklimatyzowałam w Polsce i czy nie tęsknię za życiem w Stanach. Odpowiedź jest oczywiście prosta: tęsknię za Kalifornią. Jak oglądam relacje i zdjęcia znajomych, którzy tam mieszkają, to coś ściska za serce. Nie oznacza to jednak, że nie cieszę się z powrotu do Ojczyzny. W tym dosyć osobistym i bardzo subiektywnym poście chciałam podzielić się tym, co podobało mi się w Kalifornii i czego brakuje mi w Polsce.

1. Człowiek człowiekowi przyjacielem
O Amerykańskich small talkach chodzą już legendy. Potwierdzam, że pogawędka z kasjerem, ba – z obcymi ludźmi w sklepie, sąsiadami w windzie, kimkolwiek, to w Kalifornii normalność. Faktem jest też, że ludzie są bardzo uprzejmi i bardzo pomocni. Właściwie przez te wszystkie miesiące nie spotkała mnie jakakolwiek przykrość ze strony kogokolwiek w Stanach. Taka zwykła, codzienna uprzejmość, uśmiech i życzliwość bardzo podnoszą jakość codziennego życia, a nie kosztują wiele. Nawet sobie nie zdawałam z tego sprawy przed wyjazdem. Zaskoczyło mnie też, że wiele osób podczas rozmowy, kiedy macie zupełnie inne poglądy, robi wszystko, aby nie sprawić Ci przykrości. Często też zaznacza, że to co mówi, to tylko jego opinia, ale on szanuje moje zdanie i w żaden sposób nie chce mnie urazić, a już tym bardziej narzucić swojego zdania. Serio, byłam w szoku!
Szczerze powiedziawszy, bardzo mi tego brakuje w Polsce… Bo, niestety, już 5 minut po wyjściu z lotniska spotkała nas nieprzyjemność ze strony rodaków. A jak gdzieś próbujemy zagadać, to czasem ludzie patrzą się na nas jak na dziwaków 😉

2. Kalifornijska moda, czyli w dresie na zakupy…
W piżamie na zakupy? Dlaczego nie, po co się do sklepu stroić. Klapki i skarpetki? Jak tylko Ci wygodnie… Człowiek szybko przyzwyczaja się do takiej swobody i luzu. Sama w pewnym momencie latałam w koszuli nocnej po budynku żeby odebrać pocztę albo do garażu, bo akurat zapomniałam czegoś z samochodu. Do sklepu jechałam jak stałam, często w dresie (chyba najbardziej popularnym ubraniu w Dolinie Krzemowej, serio). A jak u znajomych szliśmy na basen, to po prostu ubieraliśmy się w stroje kąpielowe, zawijaliśmy ręcznikiem i gotowe. To było normalne. Możesz być kim chcesz, ubierać się jak chcesz, zachowywać… no jak chcesz, byle z szacunkiem do innych. Na ulicach miast można zobaczyć mnóstwo oryginalnych strojów, różnych stylów, ubrań. Nikt nikogo nie taksuje wzrokiem, nikt nikogo nie wyśmiewa. W końcu możesz być kim chcesz, to Twoja sprawa. Nikt na to nawet nie zwróci uwagi.

3. Pogoda
Nie ukrywam, że Kalifornia zaskoczyła mnie pogodą. Spodziewałam się wielkich upałów i ekstremalnych temperatur. Okazało się jednak, że Północna Kalifornia wcale nie męczy upałami. Jest bardzo zróżnicowana klimatycznie, ale w ramach jednego mikro-klimatu pogoda była bardzo stabilna. Chociaż oczywiście zmienia nieco się wraz z porami roku.

W San Mateo codziennie świeciło słońce, a niebo było praktycznie bezchmurne. W słońcu panowało przyjemne ciepło, w cieniu natomiast bywało chłodno. Temperatura rzadko przekraczała 25 stopni. Okulary przeciwsłoneczne to był obowiązek wychodząc na zewnątrz, inaczej słońce wręcz oślepiało. Nie było dużych wahań temperatur, nagłych zmian pogody, burz, intensywnych opadów. Pogoda była bardzo, bardzo podobna niemal każdego dnia. Wiadomo było jednak, że jak słońce zajdzie to zrobi się odczuwalnie chłodniej.
W San Francisco zawsze była gorsza pogoda, najczęściej kilka stopni chłodniej, wietrzniej i mgliście. Słonecznie w San Francisco zaczęło się robić dopiero w październiku. Wtedy podziwiać można było piękne zachody słońca.

W Santa Cruz zawsze ciepło i słonecznie, w Pacifice – pochmurnie i chłodno, ale super miejsce na surfing. Ta przewidywalność i stabilność mega mi się podobała. No i ilość słońca… Nie odczułam żadnego przesilenia jesiennego, jesiennej depresji, spadku nastroju. Mam wrażenie, że dla meteopaty życie w Kalifornii będzie nieco łatwiejsze 😉
4. Bliskość natury
To, czego niewątpliwie nauczył mnie pobyt w Stanach, to zmiana podejścia do podróżowania. Nauczyłam się tam zatrzymać, delektować pięknem otoczenia, bliskością dzikiej natury. Doceniać samą podróż, a nie podążać za odhaczaniem celów. Nawet wiele szlaków turystycznych w parkach narodowych skonstruowanych jest tak, aby delektować się drogą, a nie zdobywać szczyty. Zwolniłam w swoim życiu. I nauczyłam się więcej dostrzegać.

Niesamowita w Kalifornii jest też możliwość obcowania z dziką naturą. Nie ma problemu żeby spotkać dzikie zwierzęta, które żyją obok ludzi. Foki, lwy morskie, szopy, sarny, niedźwiedzie w Yosemite… Zachwycające wieloryby. To wszystko tam jest na wyciągnięcie ręki i – co najważniejsze – zwierzęta żyją w ich naturalnym środowisku, a ludzie dbają o to, aby nie wchodzić im za bardzo w drogę.


5. Ruch drogowy
O tym, to mogłabym napisać osobny post 🙂 Stany Zjednoczone mają kilka fajnych rozwiązań drogowych, które mega ułatwiają życie kierowcom. Przykładem może być możliwość skrętu w prawo na czerwonym świetle, all way stop – czyli organizacja pierwszeństwa na skrzyżowaniach, czy pas dojazdowy na autostradzie, który po prostu łączy się z pasem głównym „na zakładkę”. Na drogach amerykańskich czułam się bezpiecznie, a piraci drogowi to były wyjątki. Nie dlatego, że wszyscy tam są święci… Za złamanie przepisów drogowych grożą wysokie kary. I tak używanie w czasie jazdy telefonu to $700, brak zatrzymania się na znaku „stop” to $400, a śmiecenie na drogach to $1000-1500. Za przekroczenie prędkości również są wysokie mandaty, a równocześnie ograniczenia prędkości są wielokrotnie rozsądne i adekwatne do stanu dróg. A jak dodać do tego automatyczne skrzynie biegów (nigdy nie sądziłam, że je tak polubię!), szerokie pasy, duże miejsca parkingowe…

Z innych drogowych ciekawostek, to o ile jazda po pijanemu w Kalifornii jest karana, tak dopuszczalna ilość alkoholu we krwi to… 0,8 promila.
6. Różnorodność kuchni
Ponieważ w Kalifornii żyje bardzo dużo imigrantów z różnych części świata, to w okolicy można znaleźć wiele bardzo dobrych restauracji z autentyczną kuchnią wielu regionów. Kuchnia Indyjska, Birmańska, Nepalska, Japońska, Chińska, Tajska, Wietnamska, Etiopska… jesteście w stanie znaleźć wiele dobrych (smacznych) restauracji z niemal każdą kuchnią świata i z bardzo różnorodnym menu. Porcje są generalnie duże, a czego się nie zje – można zabrać do domu.

Pisząc o kuchni warto też wspomnieć, że w każdym miejscu od razu dostaje się wodę do picia. Do śniadań albo dostaje się darmową kawę z darmową dolewką, albo płaci się za pierwszy kubek, a dolewki są darmowe. Oczywiście mam na myśli zwykłą, czarną kawę (śmietanki albo mleko są dostępne). W wielu miejscach kelner przynosi rachunek już po złożeniu pełnego zamówienia lub po potwierdzeniu, że więcej zamawiać nie będziecie. Przyspiesza to proces płacenia. A jak się płaci w Stanach w restauracji? Cóż, o tym chyba napiszę osobnego posta 😉
Natomiast zdecydowanie nie tęsknię za cenami w restauracjach. Normalne było, że za kolację / obiad dla dwóch osób płaciliśmy około $60. Niejednokrotnie jednak rachunek przekraczał $100…
7. Pranie najprzyjemniejszym obowiązkiem
Chyba w każdym domu posiadającym pralkę (co nie jest oczywiste – wiele osób korzysta z samoobsługowych pralni „na mieście”) na wyposażeniu jest także suszarka. Po tym pół roku uważam, że jest to błogosławieństwo dla każdej osoby, która ma wiele prania, albo lubi pranie na ostatnią chwilę. Już kombinuję gdzie postawić ten dodatkowy sprzęt u nas w domu. Możecie być zaskoczeni, ale pamiętacie jak wchodziły zmywarki? Też wielu z nas wydawało się to zbędnym kaprysem, a obecnie zgodzicie się, że ułatwiają życie.
Mój rekord to 8 prań w ciągu dnia… Nie przesadzam, liczyłam 🙂 Po naszym roadtripie kamperem wróciliśmy do San Mateo w piątek popołudniu. Od razu wyprałam całą pościel i była gotowa do użycia przed pójściem spać. Przez całą sobotę prałam ubrania, które od razu po wyjęciu lądowały w walizkach. Nie byłoby to możliwe bez suszarki. Po pierwsze, ubrania nie wyschłyby w godzinę. Po drugie, w mieszkaniu nie mielibyśmy miejsca na taką ilość prania. No i po trzecie – czas 🙂 łatwiej przerzucić wszystko z pralki do suszarki, a potem do walizki niż rozwieszać a potem składać.
Największą moją obawą była kwestia prasowania. Nie lubię prasować więc robię wszystko, by tego nie robić. Całe szczęście ubrania z suszarki wyglądały akceptowalnie, a nawet jeżeli była konieczność prasowania, to prasowało się dużo łatwiej.
Suszarka to nie jedyne udogodnienie domowe. Innym jest na przykład młynek w zlewie. Młynki takie są dostępne w Polsce i są coraz bardziej popularne. Muszę przyznać, że super sprawdzają się w życiu codziennym, więc to kolejna rzecz, która pewnie pojawi się u mnie w domu. No i garderoba w formie pokoju – super wygodna sprawa!
8. Nie wszystko takie drogie i trudno dostępne
Chociaż Kalifornia jest bardzo drogim stanem, to jednak ceny niektórych produktów są dużo bardziej atrakcyjne niż w Polsce. Przykładem może być elektronika. Udało nam się kupić trochę sprzętu w dużo atrakcyjniejszych cenach niż w Polsce. Niektóre produkty w ogóle w Polsce nie są dostępne, jak na przykład mój nowy telefon Pixel 3a od Googla. Dodatkowo zaoszczędzić można na podatku, kupując w sklepie internetowym, który takich podatków nie nalicza.
Innym przykładem tańszych rzeczy są ubrania. Ubrać się jest czasem taniej niż zjeść. W sklepach takich jak T.J. Maxx, Ross Dress for Less czy Marshalls można kupić firmowe ubrania (Guess, Tommy Hilfiger, Calvin Klein, Ralph Lauren itd) za niewielkie pieniądze. A hitem, który powalił nas już totalnie były oryginalne jeansy Wranglera czy Levisa za $19 w Walmarcie…

Kolejnym przykładem są świeże owoce, ale nie ze sklepu. Kupując bezpośrednio w sklepach rolników można było dostać świeże owoce w bardzo dobrych cenach. Mieliśmy jeden sprawdzony koło Moss Landing. Zawsze zaopatrywaliśmy się w owoce i warzywa, które starczały nam na wiele tygodni. I tak na przykład skrzynka świeżego mango (9-10 sztuk) kosztowała ok $7. Awokado kosztowało ok $3 za 5 sztuk, czasami można było dostać je nawet taniej. Naszym rekordem były zakupy za $50, normalnie oscylowały jednak w okolicach $30.
Czy przeprowadziłabym się do Kalifornii?
Drugim najbardziej popularnym pytaniem jest dlaczego nie zostaliśmy w Kalifornii i czy przeprowadzilibyśmy się do Stanów.
O tym, że wrócimy i kiedy było wiadome od początku naszego wyjazdu. Projekt Męża w pracy trwał pół roku. Jeżeli przebywasz w Stanach dłużej niż 180 dni to z automatu stajesz się rezydentem i musisz płacić tam podatki. A to już mocno komplikuje wiele spraw. Co ciekawe, do tych 180 dni liczą się także lata poprzednie, chociaż w nieco innych proporcjach.
Opcja zostania była, temat ten pojawiał się kilka razy i gdybyśmy bardzo chcieli, to byśmy zostali. Tak samo istnieje możliwość przeprowadzenia się tam obecnie, chociaż na pewno nie byłoby to aż tak łatwe.

Takiej decyzji jednak obecnie nie podejmujemy, a gdybyśmy musieli, to wcale nie byłaby taka prosta. Polska w ostatnich latach bardzo się rozwinęła i jest wiele rzeczy, które w Polsce działa lepiej niż w Kalifornii. Paradoksalnie, na ten moment poziom życia również mamy wyższy w Polsce – nie zapominajmy, że Kalifornia to najdroższy stan USA! Do tego dochodzi odległość od Polski i różnica czasowa, która wynosi 9 godzin. Wiadomo, że teraz bez wiz nieco łatwiej byłoby się nawzajem odwiedzać, jednak to nie to samo, co mieszkając w Polsce, czy nawet w innym kraju europejskim. I mimo wysoko rozwiniętej technologii – cóż, ciężko umówić się z kimś na wirtualną kawę w sytuacji, gdy Twój przyjaciel idzie spać jak Ty się budzisz, a budzi się… jak Ty idziesz spać. Tym bardziej, jak jesteście osobami pracującymi.
Kalifornia ma jednak szczególne miejsce w moim sercu. Jak to dobrze ujęła moja znajoma, już pewnie zawsze będę „w rozkroku” między Polską a Kalifornią. Mam nadzieję, że jeszcze odwiedzę ten piękny stan, nie mówię też kategorycznego „nie” w kwestii przeprowadzki. Nigdy nie wiemy, co przyniesie przyszłość 😉
O życiu codziennym w Kalifornii
O swoim kalifornijskim życiu oraz naszych podróżach po Stanach opowiadałam wiele na Instagramie @swiatybarwne. Moje Stories są zapisane w wyróżnionych relacjach na koncie – zapraszam. Jeżeli jesteście zainteresowani praktycznymi informacjami dotyczącymi życia codziennego w Kalifornii, to zapraszam także do kontaktu ze mną oraz komentarzy pod tym postem.

Planujesz podróż po USA?
Jeżeli planujesz podróż po Stanach, albo interesujesz się tematyką Stanów Zjednoczonych, to zapraszam Cię do innych moich wpisów. Wystarczy, że klikniesz w poniższy banner i zostaniesz przeniesiony do wszystkich wpisów o tematyce Stanów Zjednoczonych. W najbliższym czasie będą pojawiać się także kolejne wpisy!

Jeżeli post Ci się spodobał to zapraszamy do udostępniania go dalej!
Zapraszamy także na nasze social media:
Kliknij w obrazek, aby zostać przeniesionym na odpowiedni profil


Paulina Kozub
Śledziłam tę Waszą przygodę z zapartym tchem! A co do suszarki – to prawda – stoi u nas od września i już zajęła szczególne miejsce w moim sercu;) Nie wiem jak mogłam bez niej żyć :O
Dorota Kozub
Macie suszarkę? O to pewnie Was o nią wypytamy 🙂 Bo brakuje mi jej, bardzo 🙂
Nie ukrywam, nasze życie w Kalifornii brzmi jak sen i bardzo się cieszę, że mieliśmy taką możliwość. Z jednej strony to pół roku w cudownym miejscu, a z drugiej – docenia się to, co ma się tutaj 🙂 Takie doświadczenie bardzo wzbogaca 🙂